
Wracam pieszo wśród żółtych, jesiennych drzew.
Czyste powietrze świdruje w kącikach oczu. Jest przejrzyście i wyraźnie, jakby zaraz wszystko miało pęknąć. Kupuję szpinak, ricottę i świeżą żurawinę. Całe popołudnie i wieczór spędzam w kuchni. Razowe pierogi z nadzieniem szpinakowo-serowym, muffinki dyniowe z daktylami, kawa zbożowa. Mówię dziś do B., że już mnie tu nie ma, w tej pracy. Że czuję się gdzie indziej.