poniedziałek, 31 października 2016


Brakuje mi.

niedziela, 30 października 2016


Koniec października.
Piszę o strasznych bajkach, sprzątam w szafie i piję wodę. Kontroluję cukier. Wolne, a nie mam czasu nawet czytać. Dominik jest u siebie. A ja nie wiem, kiedy minął październik i czemu nadal tkwię w tym samym miejscu.

środa, 26 października 2016


Wracam pieszo wśród żółtych, jesiennych drzew. 
Czyste powietrze świdruje w kącikach oczu. Jest przejrzyście i wyraźnie, jakby zaraz wszystko miało pęknąć. Kupuję szpinak, ricottę i świeżą żurawinę. Całe popołudnie i wieczór spędzam w kuchni. Razowe pierogi z nadzieniem szpinakowo-serowym, muffinki dyniowe z daktylami, kawa zbożowa. Mówię dziś do B., że już mnie tu nie ma, w tej pracy. Że czuję się gdzie indziej.

wtorek, 25 października 2016


Koniec października. Całymi dniami siąpi deszcz. 
Ja oddaję książki i wypożyczam książki. Wchodzę do księgarni, wybieram Ketchuma za 7 zł. i zbiór opowiadań grozy za 9. Chłopak za ladą mówi, że zna mnie z widzenia. Przepuszczam dwa autobusy, bo nie wiem, co ze sobą zrobić o tak wczesnej (późnej) porze. W pracy brakuje mi powietrza. Myślę o nadmiarze cukru we krwi i o ślubach obcych ludzi. 

"W pierwszej chwili dnia, gdy nie wiedziałam jeszcze, czy jest zimno, czy ciepło, dobrze, czy źle, zobaczyłam dolinę Arawa, wymarłą i płaską, porosłą anemicznymi, przykurzonymi krzakami, posępnymi jak opuszczone namioty. Nie żebym tam była ostatnio, ale on był, wrócił ledwie wczoraj w nocy, a teraz otwiera wąskie oko w kolorze piasku i mówi, nawet w śpiworze w Arawie spało mi się lepiej niż z tobą tu."
~ Zeruya Shalev, "Mąż i żona"

poniedziałek, 24 października 2016


Urodzinowy tort od Dominika i książkowe prezenty.
Pink Floyd i Iron Maiden. Nasze drugie wspólne wino. Weekend z deszczem i Dziećmi kukurydzy. Nie umiem już i nie chcę inaczej. 

czwartek, 20 października 2016


Pourodzinowe placki jogurtowo-kukurydziane. Bezcukrowe, ale z ksylitolem. Ponury, jesienny ranek. Dzień jak wczoraj. Jutro będę już kawałek stąd.

wtorek, 18 października 2016









A to zeszły weekend. Cały w Warszawie i cały z nim. 
Z dyniowo-halloweenowym lampionem, Carrie, Halloween, grami planszowymi w Między wierszami i grzanym winem. Wspaniały mroźny weekend z Parkiem Skaryszewskim i spotkaniem w piątek. Tak, to zdecydowanie lepszy październik niż ostatnio.

czwartek, 13 października 2016


Czwartek. Środek października.
Przyjęcie na podyplomówkę i wygrzebana z szafki lustrzanka analogowa. Marzy mi się znów wiele. Pewnie dlatego, że październik, dobre spotkanie, nerw jesieni.

niedziela, 9 października 2016


Niedziela w deszczu. 
Z marchewkowym ciastem, grą i wieczornym pociągiem. Tak już teraz będzie.

czwartek, 6 października 2016


Dziś tak dziwnie.
Między kilkoma książkami, zdjęciami i deszczem. Soczyste kolory zaokiennych drzew. Wolne. Ja i czas chyba się nie lubimy, bo już po 12ej, a ja zgrałam zdjęcia, drugie zdjęcia, zrobiłam wpis o Tru, zjadłam zatrważająco duże śniadanie, poczytałam Białe zeszyty, znalazłam Hobbita, na którego zwykle mam ochotę, gdy siedzę bezproduktywnie w domu i pada, powzdychałam nad obejrzaną wczoraj Jane Eyre ("Jane Eyre, ja śnię... Zbudź się więc"), przeczytałam o Thoreau, który powiedział kiedyś, że większość z nas "żyje w cichej rozpaczy", a przecież miałam... ODPOCZYWAĆ.

środa, 5 października 2016


Przyspieszony puls, igły i nerwy. 
Tak spędzam pierwsze dni października. Ale teraz ciszej. Za oknem wichury i deszcze. W domu kiełki i owoce. Może The Conjuring i trochę czytania w ciemności.

sobota, 1 października 2016


Był koniec Nowego Dworu Mazowieckiego i Modlin. 
Narew widziana przez okna pociągu. Początek października.